Skip to main content

WOPITY (niem. Opitten)

2009-03-08

Mała wieś w naszej gminie, w pobliżu dawnego majątku ziemskiego Rejsyty. W pierwszych wzmiankach źródłowych pojawia się jako: Wopitigen, Wopiten, Wopithen i Opitten. Według G. Gerulisa nazwa osady ma pochodzenie odrzeczownikowe – do imienia Prusa “Wopen” lub “Wope”, dodano sufix “-itten”. Do 1945 r. nazywała się Opitten. Po wojnie, do około 1948 r. popularnie “Opijowo”, a później “Wopity”. Pierwotnie osada Prusów, o czym świadczy pierwszy zapis lokacyjny wydany w Przezmarku (niem. Preußisch Mark) 20 XII 1350 r. przez komtura dzierzgońskiego Conrada von Brunyngisheyma, który nadał Prusowi Mintucze i jego spadkobiercom półtora łana ziemi “na polu Wopity”. Lokację odnowiono 18.XI 1372 r., gdy główny szatny i komtur dzierzgoński Werner von Rumdorff nadał “wiernemu Gintelowi i jego braciom” półtora łana.

Gintel winien był służbę, a nieco później, po zasiedleniu wsi, zezwolono mu (1375) dokupić pól łana. W 1384 r. lokację powiększono o dalsze 2 i pół łana i 5 mórg, nadając je “Jakubowi z Wopit za jego wierną służbę”. Wieś była zamieszkana przez “wolnych pruskich” (freie). którzy byli zobowiązani do służby wojskowej, budowy zamków i umocnień, pracy chłopskich wszelkiego rodzaju, jak również dawania dziesięciny.
W latach 1577 – 1685 z dawnej pruskiej wsi czynszowej z piętnastoma małymi gospodarstwami, Wopity przekształciły się w niemiecką wieś czynszową na prawie chełmińskim. W 1772 r. było tu sześć gospodarstw chłopskich, każde po dwie morgi. Według Goldbecka, w 1785 r. osada liczyła 15 “dymów”. W latach 1839 -1853 właściciel Rejsyt – Heinrich A. Schlubach miał tu łącznie 3 łany oraz 9 i pół morgi ziemi. Osada liczyła wówczas 141 mieszkańców.
Zelektryfikowana przed II wojną, miała 75 mieszkańców oraz w sumie 187,3 ha. Były tu dwa domy podcieniowe i pięć domów budowanych z bali. krytych strzechą. Do tego cztery domy miejscowych gospodarzy, na ogół z tzw. stropem “kolankowym” (niem. Kniestock). Należały do: Ericha Zlomke, rodzeństwa Preuß, Eduarda Dauter´a i Rudolfa Preuß´a. Najbardziej ciekawym był dom podcieniowy Gustawa Kutschkau´a, gdzie prowadzono wyszynk. Do kuchni gospodarczo – mieszkalnej przylegał pokój gościnny przedzielony kontuarem i połączony z wyszynkiem (Schankstube) oraz sklepikiem z towarami kolonialnymi. Przerobiono w nim “czarną kuchnię” na sypialnię czworga dzieci, a część stajenną przysposobiono na drugą kuchnię z dwoma pokojami dziennymi. Dom ten wzmiankowany był jeszcze w opisach konserwatorskich z lat 60-tych XX w. Miejscowym “oryginałem” był szewc Karl Werner, o którego uwielbieniu dla kiełbasy pomorskiej, mocnej kawy zbożowej oraz wyjazdach rowerem po zakupy do Pasłęka (20 km, nawet zimą!) krążyły legendy. Swego czasu, gdy już miał ponad 60 lat zapałał miłością do swojej siostrzenicy liczącej … 20 lat. W tym celu napisał list do Hermanna Göringa z prośbą o zgodę na ślub, ale odpowiedź przedłużała się w nieskończoność i z ożenku mistrza szewskiego z Wopit nic me wyszło.
Osada i jej okolice przed wojną znane były z kilku tajemniczych i dziwnie brzmiących miejsc. Jednym z nich była “Skarpeta” (Strömpchen), miejsce położone w południowej części wsi. W dawnych czasach krzyżowały się tu drogi handlowe biegnące z kierunku Myślic do przystani – portu na Dzierzgonce w Starym Dolnie, także droga z komornictwa w Kiersytach do Pasłęka, względnie do komturii w Dzierzgoniu i dalej do Elbląga. Skrzyżowanie to nabrało znaczenia, gdy w 1414 roku przeniesiono komturię z Dzierzgonia do Przezmarku. Tędy przemieszczali się krzyżaccy kurierzy listowi (Bryffjongen). Kiedyś funkcjonowała tu przydrożna karczma i mała kuźnia. Stary szlak stracił swoje znaczenie z chwilą uruchomienia linii kolejowej (1 IX 1893 r.) Elbląg – Kwietniewo – Myślice, biegnącej dosłownie tuż obok. Niedługo potem upadła także karczma i kuźnia, a w tym gwarnym niegdyś miejscu stało się przeraźliwie cicho. Karczma ta w latach międzywojennych okryła się ponurą legendą, gdy jej właściciel lubiący “zaglądać do kieliszka”, został zamordowany przez swe dwie dorosłe córki, kiedy dobrze podchmielony spał na sianie. Córki, które nie mogły pogodzić się ze słabością ojca, upozorowały nieszczęśliwy wypadek, ale wkrótce sprawa wyszła na jaw. Zabudowania stały jakiś czas opuszczone, aż kupił je Wilhelm Steffen. Niekiedy jednak bardziej romantycznie nastawieni mieszkańcy robili sobie konne przejażdżki wspomnianą starą drogą handlową biegnącą do pobliskiego Giśla (niem. Geißeln) i Kiersyt (niem. Kerschitten). Porastały ją piękne, pomnikowe lipy (zachowane częściowo do dzisiaj), których gęste korony splatały się w górze i latem tworzyły nieco tajemniczy i pełen przyjemnego chłodu – tunel. Wozy poruszały się prawie bezszelestnie po piaszczystej i porośniętej trawą drodze. Cierpka woń końskiego potu i uprzęży mieszała się ze słodkim aromatem kwitnących lip. Towarzyszyło temu brzęczenie tysięcy pszczół zbierających miód…
Przy wyjeździe ze wsi w kierunku Dymnika znajduje się małe wiejskie pastwisko, zwane przez mieszkańców niemieckich “cmentarzem zarazy” (Pestfriedhof). Przypominał on czasy, gdy dżuma, cholera i inne kataklizmy wielokrotnie pustoszyły Prusy. Wystarczy powiedzieć, że w XV i XVII w. tak zwana azjatycka dżuma dymieniczna spowodowała śmierć dziesiątek tysięcy osób, zwłaszcza w Prusach Górnych (Oberlandzie), a wielka zaraza z lat 1709 – 1711 przyniosła śmierć prawie 1/3 części ludności Prus.
Innym ciekawym miejscem, związanym z dawnymi pogańskimi (pruskimi) wierzeniami była tak zwana “słoma zmarłych” (Totenstrohberg). Jeszcze pod koniec XIX wieku kondukt żałobny, wracając z pochówku na cmentarzu parafialnym w Kwietnie-wie, kładł na granicy Kwietniewa i Wopit, przy pagórku 80,3 m n.p.m. wiązkę słomy (stąd nazwa pagórka – Totenstrohberg), którą wyścielony był wóz konny wiozący trumnę ze zmarłym. Na tej wiązce słomy miał “przysiąść i odpocząć” zmęczony duch zmarłego, wracający z miejsca pochówku do swego domostwa. Zwyczaj ten wywodził się z przekonania Prusów w życie pozagrobowe. Inne miejsce, położone w lasku niedaleko Dymnika, przy wspomnianej drodze polnej, nazywano “szczęśliwą zapadnią” (Glückstopp). Jest to nieduży, ciasny wąwóz, o bardzo stromych, sięgających nawet 10 m zboczach, w lasku po prawej stronie drogi prowadzącej do Kwietniewa. Kiedyś wpadł tu chłop jadący zaprzęgiem ciemną nocą i… na lekkim rauszu. “Na szczęście” wydostał się bez szwanku, ale nazwa pozostała.
Po wojnie większość zabudowań w Wopitach pozostała nienaruszona. Osiedlili się tu Polacy przybyli z różnych stron Polski, m.in.: Adelajda Kowalczyk (z warszawskiego), bracia Piotrak. rodzina Ulejczyków, następnie z Akcji “Wisła”: bracia Michał i Mikołaj Pankiewicz wraz z rodzicami. Dzisiaj ta mała osada sprawia wrażenie “zapomnianej przez Boga i ludzi”, większość budynków popada w nieuchronną minę. Opodal straszą resztki dawnego wiaduktu w przebiegu rozebranej przez Sowietów linii kolejowej i tylko rzeczka Brzeźnica szumi jak dawniej i wiosną podtapia okoliczne łąki… Przed wojną do Wopit należały również zabudowania gospodarskie na kolonii zwanej Opitten-Abbau, w pobliżu pagórka 64,4 m n.p.m., za ostatnią kolonią Rychlik, przy polnej drodze odchodzącej od drogi do Rejsyt, w kierunku do Wopit. Kolonia ta powstała około 1865 r. Obecnie błędnie utożsamiana jest na wielu aktualnych mapach z pobliskim Piotrowem (niem. Petersdorf). Jej dzisiejsza nazwa to Wójtowa Góra. Ostatnim właścicielem kolonii był Emil Saffran, który miał 38 ha, a jego zabudowania obejmowały dom murowany z cegły kryty strzechą, stodołę oraz chlewik. W styczniu 1945 roku żołnierze sowieccy zastrzelili tu jego żonę i syna Gerharda, drugi syn zginął wcześniej na wojnie. Po wojnie mieszkał tu Michał Krempa. Obecnie jest to pustka osadnicza.
 
Opracował i udostępnił historyk mgr Lech Słodownik